Po Barcelonie można się włóczyć bez końca i ciągle odkrywać nowe miejsca. Jako że mieliśmy zagwarantowane ekstra godziny w wypożyczalni rowerowej (4h w cenie dwóch w ramach rekompensaty za zepsute hamulce) postanowiliśmy zjeździć część wzgórza Monjuic oraz dzielnicę Eixample Nie planowaliśmy wizyty w Muzeum Sztuki Katalońskiej ani w żadnym innym więc rower był jak najbardziej właściwym środkiem lokomocji. Patrząc na mapę można by odnieść wrażenie, że wzgórze jest dość strome. I byłoby to wrażenie jak najbardziej właściwe. Na szczęście jednak na pomoc naszej kondycji przyszedł wynalazek w postaci ruchomych schodów, które pozwoliły nam w miarę komfortowo wdrapać się na poziom obiektów olimpijskich. Być może to nieco perwersyjne wjeżdżać rowerem po ruchomych schodach, ale co tam, raz się żyje.Nie dość, że zmęczenie mniejsze to i czas podjazdu całkiem niezły. A przy tym odległości jakie trzeba tam pokonać jakby krótsze.
Drugą część wzgórza- w stronę zamku-
przeszliśmy na piechotę innego dnia ułatwiając sobie drogę autobusem (teleferic
akurat nie działał), który dowiózł nas pod stację kolejki. Oczywiście nie
zamierzaliśmy zwiedzać zamku a jedynie pokręcić się po okolicy. Dochodząc na
szczyt, minąwszy punkt widokowy o wdzięcznej nazwie MIRAMAR skręciliśmy w
ścieżkę pomiędzy krzakami, która na początku nie wyglądała zbyt obiecująco. Po
chwili jednak ujrzeliśmy przepiękną panoramę miasta oraz portu:
Zachęceni widokami szliśmy dalej nie mając już żadnych wątpliwości dokąd prowadzi ta ścieżka na zboczu wzgórza: do cmentarza Montjuic, który tak pięknie widać gdy wjeżdża się do Barcelony od strony Sitges. Fani Almodovara pamiętają go na pewno również z filmu "Hable con ella".
Niestety mam tylko tyle zdjęć- dokładną eksplorację tego miejsca zostawiłam na następny raz, tak samo jak Poble Espanyol- z bardzo prozaicznego powodu- fizycznie jest dla mnie niewykonalne pokonywać dziennie pieszo więcej niż 20-30 kilometrów i jeszcze do tego czerpać radość ze zwiedzania nie zwracając uwagi na głód, pragnienie, temperaturę czy niewygodne buty. W końcu smakowanie miasta to nie maraton. Ale wrócić tu wrócę na pewno.
Przemierzając w stronę centrum dzielnicę Eixample zachwyciły mnie detale drobiazgi architektoniczne tego miejsca , tak skrytykowanej przez barcelończyków (bo dzielnica ma geometryczny kształt, bo wszystkie ulice mają szerokość 20 metrów, domy 133,3 a do tego zabrakło wewnętrznych ogrodów itd, itp). No cóż, pewnie jak się było zamożnym obywatelem, którego było stać na zakup mieszkania w tej części miasta ( a przy okazji kwaterki na wspomnianym cmentarzu) to można było kręcić nosem, jednak patrząc na Eixample (gdzie soją domy autorstwa Gaudiego) z perspektywy na przykład bloków z wielkiej płyty nie przesadzałabym z wybrzydzaniem. Ale żeby nie być gołosłowną, sami zobaczcie:
Inną perełką jest dawny sklep z parasolkami- tym razem już na Rambli:
I tak można by bez końca zachwycać się poszczególnymi budynkami...
Obiecałam jeszcze dorzucić garść informacji o buffet libre.
Jest to bardzo popularna w Barcelonie forma jedzenia polegającą na tym, że płaci się raz określoną kwotę- zazwyczaj w godzinach 12.00-16.00 to ok.10 euro- i można jeść do syta. Często w konsumpcję wliczony jest napój, deser i kawa.
Miejscem, którego zdecydowanie nie polecam jest La Vaca Paca przy Passeig de Gracia 21. Oczywiście na ich stronie przeczytacie, że mają wspaniałe jedzenie, wszystko naturalne, świeże i w namiarze. Niestety- mięso, które serwują ma konsystencję podeszwy, warzyw jest mało, wybór ogólnie bardzo ubogi. Do tego wszystko letnie. Miałam tak negatywne odczucia, że nawet nie chciało mi się wyciągnąć telefonu w celu pstryknięcia kilku fotek.
Natomiast jeśli będziecie w pobliżu Sagrady polecam buffet Lactuca- zwłaszcza dla wegetarian i osób, które najedzą się daniami bezmięsnymi. Buffet znajduje się tuz obok McDonalds`a (Carrer de Provenca 427). Mają ogromny wybór świeżych warzyw, oprócz tego zawsze jest zupa, kilka rodzajów pizzy, bardzo dobra paella, frytki, makarony,zapiekanki makaronowe itd,
Natomiast moim numerem jeden jest Arc de Triomf Wok Restaurant (Passeig de Lluis Companys 19)- to raj dla miłośników owoców morza, mięsa i warzyw, które kucharza przyrządza na Waszych oczach. Oprócz tego dość duży wybór chińskich pierożków i makaronów różnych wariantach. No najważniejsze- sushi....
Jeśli marzyliście o tym, żeby zapłacić 11 euro i najeść się sushi do syta- to miejsce na Was czeka.
Oczywiście nie spodziewajcie się sushimasterskich cudów, ale na pewno nie rozczarujecie się świeżością tego co tam podają.
Jeśli będziecie mogli się potem ruszyć z miejsca-zachęcam do dowiedzenia pobliskiego Parku de la Ciutadella
I to koniec relacji z Barcelony- celowo pominęłam miejsca, o których przeczytacie w każdym przewodniku. Jednocześnie mam nadzieję, że udało mi się pokazać Wam to miasto z nieco innej , bardziej osobistej perspektywy.