Celowo jako sypialnię w Nowym Jorku wybraliśmy Chinatown na Manhattanie. Po pierwsze dlatego, że ceny są tam niższe-począwszy od jedzenia na hotelach kończąc- a jak ruszasz z domu na prawie cztery tygodnie to mimo wszystko budżet trzeba rozplanować z głową. Po drugie w Chinatown czujemy się jak w domu- nie straszne są nam produkty w chińskich sklepach spożywczych, nie rażą nas zbytnio bezstresowo charkający i plujący na ulicy Chińczycy, po trzecie jedzenie jest więcej niż akceptowalne a i w sklepach można się potargować a po czwarte bliskość Soho, Małej Italii czy właśnie Brooklynu była niezmiernie kusząca , zwłaszcza, że nie zamierzaliśmy spędzić całego pobytu tylko i wyłącznie na Manhattanie wśród białej klasy średniej.
Pierwszy świt spędziliśmy na Brooklyn Bridge i Manhattan Bridge oraz pomiędzy nimi w śpiącej jeszcze, szalenie modnej ostatnio dzielnicy Dumbo. W zasadzie wrażenia ciężko opisać, siedzieliśmy nad rzeką jak zauroczeni nie mogąc ruszyć się z miejsca. Już samo przejście przez Brooklyn Bridge w promieniach wschodzącego słońca miało wydźwięk wręcz magiczny a Nowy Jork wyglądał jak jedno wielkie świetlne widowisko.
Natomiast Manhattan Bridge bardzo dostojnie wyzierał spomiędzy ceglanych loftów.
Wzdłuż rzeki (East River) ciągnie się Brooklyn Bridge Park oraz Brooklyn Heights Promenade- coś w rodzaju deptaka, z którego można podziwiać panoramę dolnego Manhattanu.
Pora była wczesna więc nie mogliśmy liczyć nawet na otwartą lodziarnię Brooklyn Ice Cream Factory (do której koniec końców nie dane nam było dotrzeć), ale postanowiliśmy wrócić wieczorową porą do pizzerii Grimaldich, uważanej za najlepszą w Nowym Jorku- ale o tym za moment.
Wracając na drugą stronę przemierzaliśmy Manhattan Bridge, z którego rozpościerał się widok na dachy domów pełne prac grafficiarzy
Teraz słów kilka o pizzerii. Niepozorny, biały, dwupiętrowy budynek, w którym mieści się Grimaldi`s Pizza nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia, ot dom jakich wiele. Pomimo zapowiedzi w internecie nie było kolejki na zewnątrz, ale może to za sprawą pory roku (zima) i pory dnia (17.00 w środku tygodnia).Niemniej jednak musieliśmy chwilę czekać na wolny stolik, bo wszystkie było zajęte
System zamawiania również jest nieco inny niż u nas- wybiera się wielkość pizzy, rodzaj ciasta oraz dodatki.Mieliśmy zakusy na dużą pizzę, ale zaufaliśmy informacji w karcie, że mała jest wystarczająca dla dwóch osób. Tak było faktycznie- pizza miała średnicę około 35 cm i była niemalże po brzegi wypchana dodatkami- mozzarellą, ricottą, oliwkami, bazylią i pomidorami. Ciasto dość cienkie, na rantach było lekko puchate. Była to jedna z nielicznych pizz, która nie była za słona ,i po której nie musiałam wlewać w siebie wody litrami. Dodatki świeże i pyszne. Ale czy byłą to najlepsza pizza na świecie? Raczej nie choć mieściła się w górnych stanach rankingowych i z całą pewnością jeszcze tam wrócę. Tak się prezentowała w całości i w kawałku.
Woda do picia była gratis a napiwki mile widziane. Obsługa zaskakująco dobrze mówiła po polsku co było miłym akcentem, zwłaszcza, że uwijali się naprawdę sprawnie i byli bardzo profesjonalni:-)
A po wyjściu od Grimaldich zastaliśmy taki oto widok:
W Nowym Jorku naprawdę można się zatracić.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz