niedziela, 21 sierpnia 2016

PEKIN CZ.IV - WIELKI MUR/ BADALING , PEARL MARKET I OBIEKTY OLIMPIJSKIE

PEKIN  CZ.IV - WIELKI MUR/ BADALING , PEARL MARKET I OBIEKTY OLIMPIJSKIE

Czy warto tam jechać? Jeśli nigdy nie byliście i lubicie wyzwania komunikacyjne to jak najbardziej polecam. Ale nie odkładajcie tej wycieczki na ostatni dzień, bo możecie zaliczyć spektakularną klęskę. Oczywiście mówię tu o typowo wakacyjnym okresie letnim oraz  o okolicach Nowego Roku Chińskiego kiedy to większość Chińczyków ma wolne i wykazuje wtedy dość duże rozbuchanie turystyczne.
O tym jak się dostać, z której stacji kolejowej w Pekinie znajdziecie mnóstwo informacji w necie. Ale odradzam. My byliśmy uzbrojeni w całą potrzebną wiedzę. Wstaliśmy z tej okazji przed 5 rano, dojechaliśmy o czasie na wskazany dworzec (Beijing North Railway Station) - o czasie czyli o 7 rano, w swoich obliczeniach założyliśmy nawet godzinę stania w kolejce po bilet.
Jakież było nasze zdziwienie gdy po dotarciu na miejsce okazało się, że kasy są już zamknięte.....bilety wykupione....i że tego dnia jednak nie pojedziemy na Wielki Mur.....Staliśmy przed dworcem i przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Oczywiście wejścia do zamkniętej części dworca strzegli uroczy, młodociani, umundurowani chłopcy, którzy potrafili się jedynie głupio uśmiechać i rozkładać bezradnie ręce (na wyjaśnienie po angielsku nie macie co liczyć).
Po chwilowym szoku podjęliśmy decyzję żeby ten dzień spędzić na sportowo- ale o tym za chwilę- a wyzwanie dojazdowe podjąć w innym terminie i w inny sposób.
Ponieważ na Mur chcieliśmy się dostać w Badaling, skorzystaliśmy z autobusu numer 877 z Deshengmen Bus Stop (dojazd linią metra nr.2, stacja Jishuitan, wyjście B2). Tak więc kolejnego dnia o 7 rano siedzieliśmy wygodnie we wspomnianym autobusie. Bilet taniutki- zaledwie 12 rmb, przed wejściem można było kupić ciepłą kolbę kukurydzy a kolejka chętnych na przejażdżkę niewielka.


Podróż trwała zaledwie godzinę, z końcowego przystanku trzeba było podejść jedynie kawałek pod górkę do kas biletowych. A potem już tylko na Mur, również pod górkę ;-)
Ponieważ nie jesteśmy leniwymi Chińczykami, wybraliśmy opcję " z buta". To był strzał w dziesiątkę gdyż dzięki temu byliśmy niemalże sami na Murze a dziki tłum ludzi kłębił się jedynie przy górnej stacji kolejki i wagoników. Bo jest też opcja wjazdu i zjazdu.





Niespieszny spacer zajął nam jakieś 4 godziny. Warto wziąć to pod uwagę planując wycieczkę żeby nie spóźnić się na autobus powrotny. Warto też zaopatrzyć się w wodę i buty o dobrej przyczepności- momentami bywa naprawdę stromo a stopnie są mocno wyślizgane.


Przy wejściu/wyjściu na jarmarcznych kramach można kupić pamiątki, zrobić sobie zdjęcie z misiem lub pojeść trochę lokalnych słodkości.



Przy odrobinie szczęścia na autobus powrotny poczekacie jakieś 15 minut. Po powrocie do Pekinu, ponieważ było bardzo wcześnie, postanowiliśmy zająć się narodowym sportem Chińczyków czyli udać się na zakupy, które oni po prostu uwielbiają. Najfajniejszymi miejscami są Silk Market i Pearl Market. Ten ostatni znajduje się tuż obok Świątyni Nieba więc jeśli nie macie dość wrażeń i zabytków, można za jednym zamachem odfajkować również i to. W okolicy nie brakuje uroczych miejscówek z tanim jedzeniem. Tanim-nie znaczy złym. Wręcz przeciwnie.Do tego menu jest w formie zdjęć więc automatycznie minimalizujemy ryzyko zamówienia czegoś czego nie chcemy. Naturalnie do posiłku można zamówić napoje w tym zimne piwo, które w upalny dzień naprawdę przynosi ukojenie.
 A i stacja metra jest w pobliżu- gdybyśmy mieli już dość. Wszystko przemyślane i rozplanowane z głową.




Pearl  Market, widok z kładki:



Kopuła Świątyni Nieba- widok z tej samej kładki




Natomiast  jeśli kondycję macie nie byle jaką a głód wrażeń nienasycony możecie się wieczorem wybrać pooglądać obiekty olimpijskie. My trafiliśmy tam akurat podczas Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce ( organizowanych po raz pierwszy w Chinach). I co ciekawe w ciągu dnia najwięcej zawodników  można było spotkać właśnie w Pearl Market...


Ptasie Gniazdo:



Następny wpis już z Szanghaju, co mnie bardzo cieszy, bo uwielbiam to miasto

sobota, 6 sierpnia 2016

Pekin cz.III Pałac Letni kontra Zakazane Miasto

Pekin cz.III Pałac Letni kontra Zakazane Miasto

To tytułowe zdjęcie chyba najdobitniej oddaje stopień nadęcia i napięcia Chińczyków z Pekinu. Strażnik oddalony od barierki oddzielającej go od przechodniów o dobre 10 metrów pilnuje pustej przestrzeni oraz kolejnych rozstawionych barierek. Do tego stoi całkowicie nieruchomo, jak mumia, ze wzrokiem utkwionym gdzieś ponad głowami przechodniów. Czy warto tam wejść? Można, ale generalnie jeśli chodzi o architekturę zabytków w Pekinie to wszystkie wyglądają naprawdę bardzo podobnie.Byłam tam raz i w sumie było mi na rękę, że przy kolejnych pobytach wejście było zamknięte- oczywiście jak na Chiny przystało-nie ma absolutnie żadnej reguły co do działania tego obiektu, choć oczywiście funkcjonują oficjalne dni i godziny otwarcia. Za pierwszym razem nie mogliśmy wejść, bo akurat odbywały się ćwiczenia przed paradą wojskową (cały tydzień) a z drugim razem był to po prostu poniedziałek i wtedy Zakazane Miasto jest oficjalnie nieczynne.
Na pewno do zwiedzania oprócz biletu będzie potrzebny paszport (który w Chinach zawsze lepiej mieć przy sobie, tak samo jak kwitek z banku poświadczający wymianę pieniędzy).
Na Zakazane Miasto można niezobowiązująco rzucić okiem z sąsiadującego z nim Parku Beihai a pooglądać podobne budynki na przykład w Pałacu Letnim, do którego można dojechać metrem (Linia 4, stacja Beigongmen, wyjście C2) co znacznie uprzyjemnia i ułatwia całą wycieczkę, która w niespiesznym tempie zajęła nam dobrych kilka godzin.
W Pałacu Letnim zaskoczeniem może być dość znikoma liczba białych turystów, czasem mieliśmy wrażenie, że to my, biali, byliśmy większą atrakcją niż to co dookoła nas. Zdjęcia robiono nam ukradkiem, ale też i bez skrępowania proszono o wspólną fotkę dla  każdego z na przykład kilkunastoosobowej grupy.Może dlatego też zwiedzanie zajęło nam tyle czasu? Kupując bilet chyba najlepiej wybrać ten najdroższy, dzięki temu można bez skrępowania zobaczyć wszystko co się chce.












 Przed wejściem na teren Pałacu dobrze jest się zaopatrzyć w jakieś jedzenie i picie, bo już wewnątrz wybór będzie raczej kiepski (chyba, że lubicie różowo-bordowe parówki nabijane na patyki czyli hot-dogi po chińsku).

Teren Pałacu jak widać na zdjęciu jest olbrzymi, dla mnie jednak najpiękniejszym miejscem był Garden of Harmonious Interests czyli ogród w ogrodzie. Można było na chwilę przysiąść na murku, podelektować się widokiem kwitnących lotosów, posłuchać śpiewu ptaków i odetchnąć od zgiełku i tłumu krążącego pomiędzy świątyniami.








A w kolejnym odcinku poczytacie o przygodach komunikacyjnych, Wielkim Murze i narodowym sporcie.

Comments System

Disqus Shortname

Copyright © 2016 World on the plate , Blogger