sobota, 16 lipca 2016

Pekin cz.II - hutongi, street food i zumba po chińsku

Pekin cz.II - hutongi, street food i zumba po chińsku

Przyznam się szczerze, że Pekin nie jest mi szczególnie bliski. To wielki moloch , który swoją architekturą kojarzy się bardziej ze Związkiem Radzieckim niż z Chinami. Rozczarowuje zarówno tych, którzy spodziewają się zobaczyć piękne kolorowe budynki z podwiniętymi rogami dachów jak i tych , którzy chcą się zachłysnąć nowoczesnymi drapaczami chmur, które powstają na miejscu hutongów.  W ramach zachowania absolutnego minimum historycznego mamy w Pekinie kilka miejsc gdzie możemy pooglądać ucywilizowane i odremontowane  hutongi,  których jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu było tu znacznie więcej. Są zaznaczone na większości map. My trafiliśmy do kilku, między innymi w okolicy Świątyni Lamy. Są żywym dowodem na to, że Chińczyk jest w stanie zaadaptować się do każdych warunków. Na balkonach wielkości chusteczki nosa robi się pranie, suszy się pranie, prowadzi  bogate życie towarzyskie. Taki mikro balkon służy też jako przechowalnia rowerów, składzik rzeczy rzadko używanych.








Na  pasie pseudo krawężnika znaleźć można przydomowe ogródki.

Z kolei na parapetach zakratowanych okien poza kwiatami w ozdobnych klatkach śpiewają kanarki, skrzeczą papugi. To nieprawdopodobne ile można pomieścić na tak małej przestrzeni.



 I jeśli pomyślicie ,że mieszkanie w ubogiej części miasta równa się z biednym wyglądem to będziecie w błędzie. Nic bardziej mylnego- elegantki są tu na porządku dziennym i to w dodatku nie same, ale ze swoimi wystylizowanymi czteronożnymi pupilami. Widok jest naprawdę przekomiczny.

 
W ciasnych uliczkach pochowane są małe restauracje, zakłady fryzjerskie i wszelkiej maści zakłady usługowe.


Z jedzeniem ulicznym jest trochę słabiej, ciężko natrafić na sprzedawców-kucharzy , którzy wprost ze swoich wózków w porze lunchu czy kolacji sprzedają przygotowane wcześniej lub robione na miejscu posiłki.
Z drugiej strony dla kontrastu mamy przepych głównej ulicy z ekskluzywnymi hotelami,salonami największych projektantów mody, drogimi butikami czy popularnymi sieciówkami. 





Kwitnie tu też street food w najbardziej turystycznym wydaniu. Na dwóch bocznych uliczkach odchodzących w bok od Wangfujing Street (to również nazwa stacji metra, na której można wysiąść) zjeść  można prawie wszystko- nawet grillowane bycze jądra, ale największym zdziwieniem było dla mnie stoisko z hiszpańskim przysmakiem czyli chocolate con churros....
Oczywiście część z tych smakołyków można przygotować sobie również i w domowych warunkach jak na przykład pierożki na parze widoczne na jednym ze zdjęć. A dokładny przepis jak je zrobić znajdziecie TUTAJ













 A jak już się najemy to możemy się trochę poruszać. Chińska ulica oferuje zumbę przed kościołem,  taniec towarzyski w parach w późniejszych godzinach czy chodnikowe układy o nieco bardziej skomplikowanej choreografii. Chińczycy po prostu bardzo lubią tańczyć a przez lata była to czynność zakazana więc teraz odbijają sobie z nawiązką czasy rewolucji kulturalnej. Zdarza się, że na jednym placu są ustawione na przykład 4 różne grupy taneczne, każda grupa ma swój sprzęt grający a z każdego leci co innego- oczywiście przy głośności ustawionej na full...




Comments System

Disqus Shortname

Copyright © 2016 World on the plate , Blogger