Przyznam się szczerze, że Pekin nie jest mi szczególnie
bliski. To wielki moloch , który swoją architekturą kojarzy się bardziej ze
Związkiem Radzieckim niż z Chinami. Rozczarowuje zarówno tych, którzy
spodziewają się zobaczyć piękne kolorowe budynki z podwiniętymi rogami dachów
jak i tych , którzy chcą się zachłysnąć nowoczesnymi drapaczami chmur, które powstają na
miejscu hutongów. W ramach zachowania
absolutnego minimum historycznego mamy w Pekinie kilka miejsc gdzie możemy
pooglądać ucywilizowane i odremontowane
hutongi, których jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu było tu znacznie więcej. Są zaznaczone na większości map. My trafiliśmy do kilku, między
innymi w okolicy Świątyni Lamy. Są żywym dowodem na to, że Chińczyk jest w
stanie zaadaptować się do każdych warunków. Na balkonach wielkości chusteczki
nosa robi się pranie, suszy się pranie, prowadzi bogate życie towarzyskie. Taki mikro balkon służy też jako przechowalnia rowerów, składzik rzeczy rzadko używanych.
Na pasie pseudo krawężnika znaleźć można przydomowe ogródki.
Z kolei na parapetach zakratowanych okien poza kwiatami w
ozdobnych klatkach śpiewają kanarki, skrzeczą papugi. To nieprawdopodobne ile
można pomieścić na tak małej przestrzeni.
I jeśli pomyślicie ,że mieszkanie w
ubogiej części miasta równa się z biednym wyglądem to będziecie w błędzie.
Nic bardziej mylnego- elegantki są tu na porządku dziennym i to w dodatku nie
same, ale ze swoimi wystylizowanymi czteronożnymi pupilami. Widok jest naprawdę
przekomiczny.
W ciasnych uliczkach pochowane są małe restauracje, zakłady
fryzjerskie i wszelkiej maści zakłady usługowe.
Z jedzeniem ulicznym jest
trochę słabiej, ciężko natrafić na sprzedawców-kucharzy , którzy wprost ze swoich wózków w porze lunchu czy kolacji sprzedają przygotowane wcześniej lub
robione na miejscu posiłki.
Z drugiej strony dla kontrastu mamy przepych głównej ulicy z ekskluzywnymi hotelami,salonami największych projektantów mody, drogimi butikami czy popularnymi sieciówkami.
Kwitnie tu też street food w najbardziej
turystycznym wydaniu. Na dwóch bocznych uliczkach odchodzących w bok
od Wangfujing Street (to również nazwa stacji metra, na której można wysiąść) zjeść można prawie wszystko-
nawet grillowane bycze jądra, ale największym zdziwieniem było dla mnie stoisko
z hiszpańskim przysmakiem czyli chocolate con churros....
Oczywiście część z tych smakołyków można przygotować sobie również i w domowych warunkach jak na przykład pierożki na parze widoczne na jednym ze zdjęć. A dokładny przepis jak je zrobić znajdziecie TUTAJ
Oczywiście część z tych smakołyków można przygotować sobie również i w domowych warunkach jak na przykład pierożki na parze widoczne na jednym ze zdjęć. A dokładny przepis jak je zrobić znajdziecie TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz