To tytułowe zdjęcie chyba najdobitniej oddaje stopień nadęcia i napięcia Chińczyków z Pekinu. Strażnik oddalony od barierki oddzielającej go od przechodniów o dobre 10 metrów pilnuje pustej przestrzeni oraz kolejnych rozstawionych barierek. Do tego stoi całkowicie nieruchomo, jak mumia, ze wzrokiem utkwionym gdzieś ponad głowami przechodniów. Czy warto tam wejść? Można, ale generalnie jeśli chodzi o architekturę zabytków w Pekinie to wszystkie wyglądają naprawdę bardzo podobnie.Byłam tam raz i w sumie było mi na rękę, że przy kolejnych pobytach wejście było zamknięte- oczywiście jak na Chiny przystało-nie ma absolutnie żadnej reguły co do działania tego obiektu, choć oczywiście funkcjonują oficjalne dni i godziny otwarcia. Za pierwszym razem nie mogliśmy wejść, bo akurat odbywały się ćwiczenia przed paradą wojskową (cały tydzień) a z drugim razem był to po prostu poniedziałek i wtedy Zakazane Miasto jest oficjalnie nieczynne.
Na pewno do zwiedzania oprócz biletu będzie potrzebny paszport (który w Chinach zawsze lepiej mieć przy sobie, tak samo jak kwitek z banku poświadczający wymianę pieniędzy).
Na Zakazane Miasto można niezobowiązująco rzucić okiem z sąsiadującego z nim Parku Beihai a pooglądać podobne budynki na przykład w Pałacu Letnim, do którego można dojechać metrem (Linia 4, stacja Beigongmen, wyjście C2) co znacznie uprzyjemnia i ułatwia całą wycieczkę, która w niespiesznym tempie zajęła nam dobrych kilka godzin.
W Pałacu Letnim zaskoczeniem może być dość znikoma liczba białych turystów, czasem mieliśmy wrażenie, że to my, biali, byliśmy większą atrakcją niż to co dookoła nas. Zdjęcia robiono nam ukradkiem, ale też i bez skrępowania proszono o wspólną fotkę dla każdego z na przykład kilkunastoosobowej grupy.Może dlatego też zwiedzanie zajęło nam tyle czasu? Kupując bilet chyba najlepiej wybrać ten najdroższy, dzięki temu można bez skrępowania zobaczyć wszystko co się chce.
Przed wejściem na teren Pałacu dobrze jest się zaopatrzyć w jakieś jedzenie i picie, bo już wewnątrz wybór będzie raczej kiepski (chyba, że lubicie różowo-bordowe parówki nabijane na patyki czyli hot-dogi po chińsku).
Teren Pałacu jak widać na zdjęciu jest olbrzymi, dla mnie jednak najpiękniejszym miejscem był Garden of Harmonious Interests czyli ogród w ogrodzie. Można było na chwilę przysiąść na murku, podelektować się widokiem kwitnących lotosów, posłuchać śpiewu ptaków i odetchnąć od zgiełku i tłumu krążącego pomiędzy świątyniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz